Piotr Zychowicz zdenerwować potrafi. A na dodatek zapowiada, że milczał nie będzie. Chodzi oczywiście o jego zapatrywania na przyczyny niewyobrażalnej polskiej klęski, jakiej doznaliśmy we wrześniu 1939 roku, w wyniku której naród polski przelał morze krwi (według danych IPN 5,5-5,8 milionów ofiar), a potem przez pięćdziesiąt lat marniał w PRL – niby państwie w sowieckiej strefie wpływów. Zychowicz dowodzi, że tego wszystkiego można było uniknąć, zawierając wiosną 1939 roku sojusz z Hitlerem przeciwko Stalinowi. Iść należało, według niego, najpierw z Hitlerem na Moskwę, a potem z powrotem na Berlin, ale już nie z unicestwionym Stalinem, ale z Anglią i Francją.
Przeciwnicy ograniczania edukacji historycznej obowiązującej w polskiej szkole stoją przed trudnym zadaniem, jak uzasadnić nauczanie naszej historii na podstawie takich źródeł jak na przykład kronika Wincentego Kadłubka początku XIII wieku. Bo oto ów uczony mąż, w latach 1208-18 biskup krakowski, zmarły w 1223 roku, w swojej „Kronice polskiej” karmi nas bajkową opowieścią o początku Polski, gdy książę Grakhus ustanowił prawo i założył gród, którym rządził, a kiedy się zestarzał, zagnieździł się tam smok nazwany olofagiem, który pożerał ludzi. Synowie Grakhusa zgładzili olofaga podstępem, podsuwając mu bydlęce skóry wypchane siarką. Potem młodszy syn zabił starszego i został królem, ale kiedy zbrodnia wyszła na jaw, został z grodu Grakhusa wygnany przez jego mieszkańców.
Tzw. białe plamy w historii Polski nie odeszły wraz z tzw. Polską Ludową. Raczej, jak ta ostatnia, niby przestały istnieć, ale tak naprawdę żyją drugim życiem, podważając dokonania „naszej młodej demokracji”. Bo oto krakowski pisarz i historyk Stanisław M. Jankowski mówi z ogromnym zażenowaniem, iż adepci studiów historycznych nadal nie czynią przedmiotem swoich prac magisterskich, doktorskich i habilitacyjnych przeszłych wydarzeń zakłamywanych w PRL z przyczyn ideologicznych. Przecież już od dwudziestu lat można. Ale się nie opłaca?
Tekst Cezarego Gmyza w „Rzeczpospolitej” o śladach trotylu na wraku prezydenckiego tupolewa 154M zmusza do zastanowienia się nad kondycją dziennikarstwa w Polsce. Chodzi zarówno o zawartość tego tekstu, jak i o to, co stało się po jego wydrukowaniu. Gmyz został okrzyknięty podpalaczem Polski i za karę zwolniony z pracy. Co mówi to o uprawianiu zawodu dziennikarza w naszym kraju?
Gdyby historia była rzeczywiście nauczycielką życia – jak głosili starożytni rzymianie – należałoby bacznie słuchać profesorów historii. Bo właśnie jeden z nich bije na alarm głosząc: „jestem przerażony, obecna Polska jest kopią I Rzeczypospolitej z czasów saskich”. Jak to się wtedy skończyło, wszyscy wiemy – tamto państwo przetrwało jeszcze zaledwie kilkadziesiąt lat, a potem przestało istnieć podzielone trzema rozbiorami przez państwa ościenne.
Czy lustracja ma sens? Tak, i to nawet po ponad 150 latach. Dowiódł tego Henryk Głębocki, historyk z UJ i IPN, gość Krakowskiego Klubu Wtorkowego (pub Sarmacja, ul. św. Tomasza 8 w Krakowie). Napisał on potężną rozprawę naukową (812 stron druku) o hr. Adamie Gurowskim, człowieku, który ponad półtora wieku temu, od lat dwudziestych do lat pięćdziesiątych XIX wieku, oddziaływał intelektualnie na swoją epokę, formując poglądy polityczne Polaków, Rosjan i… Amerykanów. Dziwi zwłaszcza to ostatnie, bo jeśli chodzi o Polaków, na których Ameryka się trzyma, to królują niepodzielnie Kościuszko i Pułaski, a o Gurowskim głucho.
Tzw. raport o Amber-państwie pod rządami Donalda Tuska, przedstawiony we wrześniu 2012 przez posła PiS Krzysztofa Szczerskiego, potraktowany został na spotkaniu Krakowskiego Klubu Wtorkowego (pub „Sarmacja”, ul. św. Tomasza 8 w Krakowie) jako doraźny akt oskarżenia przeciw polskiemu państwu winnemu doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przez kilkuset obywateli, którzy założyli lokaty w złocie w firmie Amber Gold z Gdańska. Według ostatnich doniesień suma roszczeń klientów do tej firmy sięgnęła kwoty ponad 700 mln zł. Kwotę możliwą do odzyskania przez poszkodowanych po sądowym ogłoszeniu upadłości AG i wszczęciu wobec niej postępowania upadłościowego szacuje się na 10-15 proc. wysokości udowodnionego roszczenia.
Czy wybijemy się kiedyś na to, żeby być Anglikami?
Piotr Zychowicz zdenerwować potrafi. A na dodatek zapowiada, że milczał nie będzie. Chodzi oczywiście o jego zapatrywania na przyczyny niewyobrażalnej polskiej klęski, jakiej doznaliśmy we wrześniu 1939 roku, w wyniku której naród polski przelał morze krwi (według danych IPN 5,5-5,8 milionów ofiar), a potem przez pięćdziesiąt lat marniał w PRL – niby państwie w sowieckiej strefie wpływów. Zychowicz dowodzi, że tego wszystkiego można było uniknąć, zawierając wiosną 1939 roku sojusz z Hitlerem przeciwko Stalinowi. Iść należało, według niego, najpierw z Hitlerem na Moskwę, a potem z powrotem na Berlin, ale już nie z unicestwionym Stalinem, ale z Anglią i Francją.
Holandia stała się mocarstwem, a Polska skarlała
Przeciwnicy ograniczania edukacji historycznej obowiązującej w polskiej szkole stoją przed trudnym zadaniem, jak uzasadnić nauczanie naszej historii na podstawie takich źródeł jak na przykład kronika Wincentego Kadłubka początku XIII wieku. Bo oto ów uczony mąż, w latach 1208-18 biskup krakowski, zmarły w 1223 roku, w swojej „Kronice polskiej” karmi nas bajkową opowieścią o początku Polski, gdy książę Grakhus ustanowił prawo i założył gród, którym rządził, a kiedy się zestarzał, zagnieździł się tam smok nazwany olofagiem, który pożerał ludzi. Synowie Grakhusa zgładzili olofaga podstępem, podsuwając mu bydlęce skóry wypchane siarką. Potem młodszy syn zabił starszego i został królem, ale kiedy zbrodnia wyszła na jaw, został z grodu Grakhusa wygnany przez jego mieszkańców.
Gdzie są nasi historycy?
Wyłącznie we władzach państwowych?
Tzw. białe plamy w historii Polski nie odeszły wraz z tzw. Polską Ludową. Raczej, jak ta ostatnia, niby przestały istnieć, ale tak naprawdę żyją drugim życiem, podważając dokonania „naszej młodej demokracji”. Bo oto krakowski pisarz i historyk Stanisław M. Jankowski mówi z ogromnym zażenowaniem, iż adepci studiów historycznych nadal nie czynią przedmiotem swoich prac magisterskich, doktorskich i habilitacyjnych przeszłych wydarzeń zakłamywanych w PRL z przyczyn ideologicznych. Przecież już od dwudziestu lat można. Ale się nie opłaca?
Opinia przed informacją (albo zamiast niej)
Tekst Cezarego Gmyza w „Rzeczpospolitej” o śladach trotylu na wraku prezydenckiego tupolewa 154M zmusza do zastanowienia się nad kondycją dziennikarstwa w Polsce. Chodzi zarówno o zawartość tego tekstu, jak i o to, co stało się po jego wydrukowaniu. Gmyz został okrzyknięty podpalaczem Polski i za karę zwolniony z pracy. Co mówi to o uprawianiu zawodu dziennikarza w naszym kraju?
Staropolskie fakcje i dzisiejsze partie
Gdyby historia była rzeczywiście nauczycielką życia – jak głosili starożytni rzymianie – należałoby bacznie słuchać profesorów historii. Bo właśnie jeden z nich bije na alarm głosząc: „jestem przerażony, obecna Polska jest kopią I Rzeczypospolitej z czasów saskich”. Jak to się wtedy skończyło, wszyscy wiemy – tamto państwo przetrwało jeszcze zaledwie kilkadziesiąt lat, a potem przestało istnieć podzielone trzema rozbiorami przez państwa ościenne.
Hrabia Adam Gurowski zlustrowany po 150 latach – przekonywał Amerykanów do Rosji za carskie ruble
Czy lustracja ma sens? Tak, i to nawet po ponad 150 latach. Dowiódł tego Henryk Głębocki, historyk z UJ i IPN, gość Krakowskiego Klubu Wtorkowego (pub Sarmacja, ul. św. Tomasza 8 w Krakowie). Napisał on potężną rozprawę naukową (812 stron druku) o hr. Adamie Gurowskim, człowieku, który ponad półtora wieku temu, od lat dwudziestych do lat pięćdziesiątych XIX wieku, oddziaływał intelektualnie na swoją epokę, formując poglądy polityczne Polaków, Rosjan i… Amerykanów. Dziwi zwłaszcza to ostatnie, bo jeśli chodzi o Polaków, na których Ameryka się trzyma, to królują niepodzielnie Kościuszko i Pułaski, a o Gurowskim głucho.
Amber Gold: gdzie jest złoto, gdzie są pieniądze?
Tzw. raport o Amber-państwie pod rządami Donalda Tuska, przedstawiony we wrześniu 2012 przez posła PiS Krzysztofa Szczerskiego, potraktowany został na spotkaniu Krakowskiego Klubu Wtorkowego (pub „Sarmacja”, ul. św. Tomasza 8 w Krakowie) jako doraźny akt oskarżenia przeciw polskiemu państwu winnemu doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przez kilkuset obywateli, którzy założyli lokaty w złocie w firmie Amber Gold z Gdańska. Według ostatnich doniesień suma roszczeń klientów do tej firmy sięgnęła kwoty ponad 700 mln zł. Kwotę możliwą do odzyskania przez poszkodowanych po sądowym ogłoszeniu upadłości AG i wszczęciu wobec niej postępowania upadłościowego szacuje się na 10-15 proc. wysokości udowodnionego roszczenia.