"Bibuła" w Polsce ma spore tradycje. Od Piłsudskiego choćby począwszy, poprzez okres walki z okupantem hitlerowskim, a kończąc na latach osiemdziesiątych minionego wieku.
Mało kto wie, że TWZW (Tajne Wojskowe Zakłady Wydawnicze) utworzone w Warszawie w marcu 1940 roku były największą instytucją poligraficzną w okupowanej Europie. Ich twórcą był Jerzy Rutkowski ps. „Michał", „Kmita". Na początku 1944 roku z kilku zakładów drukarskich należących do TWZW miesięcznie wychodziło ok. 249 tysięcy egzemplarzy czasopism, 65,5 tysiąca egzemplarzy broszur i ok. 120 tysięcy egzemplarzy ulotek i plakatów. Ostrożne szacunki wskazują, że konspiracyjna działalność wydawnicza zamknęła się liczbą kilkunastu milionów egzemplarzy czasopism, miliona broszur, książek i innych druków zwartych, około 2 milionów ulotek i druków, w tym około miliona druków tzw. „akcji N".
W latach 80-tych tzw. drugi obieg był ewenementem na skalę światową. We wtorek 18 czerwca odbyło się kolejne spotkanie Krakowskiego Klubu Wtorkowego, a tematem głównym była Bibuła. Z zamieszczonego plakatu można by wnioskować, że była to rozmowa o samej bibule krakowskiej. Podczas projekcji filmu można było się zapoznać z daleko pełniejszym opisem tego zjawiska, począwszy od roku 1976.
Ciekawostką z podziemia krakowskiego jest:
kiedyś, wspólnie z uczniami jednego z liceów tarnobrzeskich wyliczyliśmy, że gdyby złożyć na stertę obok Pałacu Kultury w Warszawie wszystkie wydrukowane egzemplarze "Hutnika" to sięgałaby ona do wysokości jego zegara".
Relacja filmowa: